„Cała prawda” to tajski horror, w którym pojawia się kotka o imieniu Latte. Zobaczymy ją w kilku scenach, chociaż nie odgrywa w filmie wiodącej roli. Jest pupilką samotnej matki Mai, wychowującej Pim i Putta, nastolatków, którzy na skutek zrządzenia losu trafiają pod opiekę dziadków, o których istnieniu nie mieli pojęcia. W ich domu rozegrają się mrożące krew w żyłach wydarzenia, związane z przeszłością tej trzypokoleniowej rodziny.
Kot pojawia się w kilku scenach, a ostatecznie jego postać umożliwia poznanie sekretów jednej z postaci, po której nikt nie spodziewałby się mrocznych sekretów.
Nie zdradzając za dużo (bo film możecie od niedawna oglądać na Netfliksie) powiem, że młodzież traktuje kota dość niefrasobliwie – niechętnie go karmi, i w zasadzie zajmuje się nim tylko z uwagi na matkę. Pim i Putt nie są do niego przywiązani, a zwierzak przemyka po kątach (zwróćcie uwagę na jego urodę). Latte jest podnoszona w nieprawidłowy sposób, a jej zniknięcie dziadkowie kwitują czymś w rodzaju „koty tak mają”, kompletnie nie biorąc pod uwagę zagrożeń, jakie czyhają na nią na zewnątrz (tym bardziej w nieznanej jej okolicy).
Fabuła jest dość ciekawa (gorzej z aktorstwem), jeśli lubicie azjatyckie horrory tak jak ja to można po niego sięgnąć.