„Cujo” (czyt. Kudżo) to osiemdziesięcioośmiominutowa ekranizacja niezbyt obszernej (jak na możliwości tego autora) powieści Stephena Kinga. Jego czytelnicy wiedzą, że zwierząt w tych książkach nie brakuje (zwykle są to koty), dzisiaj jednak omówię film o psie, który jest tytułowym bohaterem powieści pod tym samym tytułem. Otrzymała ona nagrodę British Fantasy Award w 1982 r. W tym kontekście na kuriozum może zakrawać fakt, że pisarz nie pamięta procesu jej tworzenia z uwagi na ówczesne uzależnienie od alkoholu.
Reżyserem filmu jest Lewis Teague. King brał aktywny udział w powstawaniu filmu, współtworząc scenariusz. W 1984 r. obraz otrzymał nominację do Nagrody Saturna w kategorii: Najlepszy Horror. Tresurą zwierząt zajął się znany trener Karl Lewis Miller.
Od razu powiem, że moim zdaniem ekranizacja jest udana: wiernie odwzorowuje powieść, film utrzymany jest w (z dzisiejszej perspektywy) oldschoolowym stylu lat 80. Sprawnie zrealizowana, jest z pewnością jedną z najlepszych (i najwierniejszych oryginałowi) ekranizacji powieści „króla horroru”.
Dla tych, którzy jeszcze nie czytali powieści i nie widzieli filmu, w skrócie nakreślę fabułę: potężny bernardyn o imieniu Cujo podczas pościgu za królikiem wkłada głowę do jamy, w której mieszkają nietoperze. Obudzone szczekaniem psa, zrywają się do lotu. Jeden z nich gryzie go w nos. Niestety, jest zarażony wścieklizną…
Od tego miejsca obserwujemy stopniową metamorfozę z psa zdrowego na psa coraz bardziej chorego, i co za tym idzie – niebezpiecznego. Pies jest więc w tym horrorze potworem, który napada ludzi i sieje popłoch.
To, co moim zdaniem w książce zostało lepiej nakreślone niż w filmie, to punkt widzenia psa, jego odczucia fizyczne, uczucia i myśli, próba wniknięcia w coraz bardziej pogrążający się w obłędzie umysł. Narrator przejawia też większą wobec niego empatię. Film niestety przenosi swój ciężar akcji na matkę chłopca o imieniu Tad i na niego samego, psa redukując właśnie do roli potwora, którego już wcześniej, niejako przeczuwając nadchodzące wydarzenia, obawiał się maluch. Można by to zmienić, wprowadzając do filmu narratora, jednak realizatorzy nie zdecydowali się na to z uwagi na gatunek filmowy, z jakim mamy tu do czynienia, czyli horror. Ma być strasznie i rzeczywiście pies wygląda jak postać z najgorszych koszmarów.
Pokrótce przypomnę, czym jest dokładnie wścieklizna: do zakażenia dochodzi poprzez kontakt śliny chorego z raną lub błoną śluzową osobnika zdrowego. Choroba atakuje nerwy obwodowe, a potem dociera do mózgu. Jest jedną z najniebezpieczniejszych chorób neurologicznych i zwykle kończy się śmiercią. Dlatego tak istotne są ochronne szczepienia psów. Wścieklizna może mieć dwie postaci; formę szałową (gwałtowną) i cichą (utajoną). Cujo prezentuje objawy formy szałowej, czyli agresję, napady szału. Po zakażeniu zaczyna błąkać się wokół farmy, na której mieszka z nastolatkiem Brettem (w filmie, w porównaniu z książką, jego rola jest marginalna) i jego rodzicami. Jednym z licznych objawów jest też widoczny w filmie ślinotok i „bicie piany”, inne niż „zwykłe’ ślinienie się, charakterystyczne dla niektórych dużych ras psów. Niestety, do tej pory nie wynaleziono leku na tę straszną chorobę.
U Cujo obserwujemy wszystkie klasyczne objawy wścieklizny: zaczyna unikać ludzi, chować się, wykopuje sobie norę pod werandą, w której się izoluje. Jest nadwrażliwy na hałas. W jednej ze scen wyłania się z mgły i zaczyna warczeć na Bretta, nie poznając go. W końcu powoli odchodzi i chłopiec unika pogryzienia przez własnego psa. Nie jest już sobą, nie myśli racjonalnie, nie wie, co robi. Atakuje własny dom na dźwięk dobywającego się z niego dzwonka telefonu, gdyż tak irytuje go hałas. Najazd na uszy psa leżącego pod warsztatem sugeruje, że nie jest on w stanie znieść hałasu wytwarzanego przez pracującego w nim ojca Bretta (w książce jest mowa o tym, jak rozsadza mu on wręcz czaszkę). Czai się za i pod samochodem matki Tada, skacze po nim, byle tylko dostać się do uwięzionych w nim ludzi. Początkowo ma tylko rankę na nosie, stopniowo jest coraz bardziej brudny, zakrwawiony, zaśliniony i pokryty flegmą. Można postawić tezę, że jest to z pewnością najbrudniejszy pies w historii kinematografii. Trzeba przyznać, że charakteryzacja psa jest świetna.
I jeszcze krótka charakterystyka rasy, która też może nam się przydać do analizy postaci Cujo: bernardyny wywodzą się z klasztorów mnichów, którzy w XVIII w. wychowywali je na przewodników i ratowników górskich. Na starych wizerunkach często można je zobaczyć z baryłką rumu przyczepioną do szyi, która miała pokrzepić znalezionych ludzi. W rzeczywistości psy jej nie nosiły. Cała akcja ratunkowa miała za to ciekawy przebieg: psy wyruszały na poszukiwania zaginionego pod lawiną czwórkami. Po jego odnalezieniu dwa z nich kładły się przy człowieku by go ogrzać, trzeci lizał mu twarz by go ocucić, a czwarty biegł po pomoc do klasztoru. Tak przynajmniej jest to opisywane w książkach dotyczących psów.
Nazwa rasy pochodzi od Wielkiej Przełęczy św. Bernarda, znajdującej się pomiędzy Szwajcarią, a Włochami. Najsłynniejszym przedstawicielem tej rasy był Barry (zm. 1814), który uratował aż 40 osób. Walt Disney zrealizował zresztą w 1977 r. jego biografię, zatytułowaną „Barry, pies z Przełęczy św. Bernarda” (ang. Barry of the Great St. Bernard), która była wyświetlana w Telewizji Polskiej w latach 90.
Bernardyn, jak dużo innych, olbrzymich ras, jest wcieleniem łagodności i przyjacielskiego nastawienia. Lubi dzieci i jest bardzo inteligentny. Widzimy więc przewrotność sytuacji, w jakiej stawia King swojego zwierzęcego bohatera: oto łagodny, spokojny, „misiowaty” pies staje się najdzikszą bestią, polującą na ludzi w podstępny sposób.
To, co niewątpliwie jest w tym filmie godne uwagi, to dość liczne próby ukazania punktu widzenia psa (raz jest ukazany punkt widzenia królika, który patrzy na rozciągającą się przed nim łąkę). Jeśli chodzi o Cujo, to widzimy gonionego przez niego królika z psiej perspektywy, ludzi widzianych od dołu przez psa leżącego pod stołem, nogi kobiety wysiadającej z auta.
Ciekawym zabiegiem jest stopniowo coraz szybszy ruch kamery wokół wnętrza samochodu, co ma symbolizować klaustrofobiczne położenie matki Tada i dziecka. Ruch jak na karuzeli uzmysławia widzowi ich poczucie uwięzienia, ugrzęźnięcia w zepsutym samochodzie i bycia osaczonymi przez Cujo.
Podczas sceny walki rozchybotana kamera symuluje z kolei zawroty głowy Cujo i momenty, kiedy pies traci równowagę i się przewraca, podnosi się i za chwilę cała sytuacja się powtarza.
Interesujący jest też zabieg, który pojawił się również w innym udanym horrorze, „Piątku, trzynastego” z 1980 r.: już wydaje się, że sytuacja została opanowana i bohaterowie są bezpieczni, aż tu nagle…Zwielokrotnione ujęcie szczęk psa ma na celu ukazanie jego zabójczych zamiarów.
Oprócz psa w filmie pojawia się wspomniany, brązowy królik, stadko nietoperzy, krowy. Ze „zwierzęcych rekwizytów” mamy pluszowe zabawki Tada (np. misia, papugę), lampkę w kształcie głowy papugi w pokoju dziecięcym oraz dwa konie na biegunach. Tad ogląda w telewizji „Scooby-Doo!”. Chłopiec by rozbawić rodziców i rozładować napiętą sytuację pomiędzy nimi, udaje…rekina ze „Szczęk” Stephena Spielberga.
Warto zauważyć, że podobnie, jak miało to miejsce w innych produkcjach z tamtego okresu, w napisach końcowych nie ma klauzuli na temat dbałości o dobrostan zwierząt występujących w filmie, chociaż zostaje wymieniona osoba określona jako „welfare worker”. Pies nie został też wymieniony z imienia w napisach końcowych.
Podsumowując: polecam zarówno film, jak i książkę. Widok psa z pewnością nie należy do przyjemnych, ale emocji nie brakuje.