Jeśli chodzi o koty, ostatnio nie mam szczęścia do produkcji, które nie tylko zyskałyby moją aprobatę, ale nawet zachwyciły. Niedługo zamierzam obejrzeć serial „Przygody kota w butach”, a ponieważ uwielbiam tę postać znaną z filmów o Shreku, pewnie będę zadowolona.
Tymczasem dziś znowu chcę wskazać na produkcję, która nie zachwyca, a wręcz jest bardzo słaba. Chodzi o „Głosy” z 2014 r. z Ryanem Reynoldsem w roli głównej. Pokrótce wyjaśnię fabułę: pracownik fabryki toalet Jerry (Reynolds) choruje na schizofrenię, jednak z premedytacją nie przyjmuje lekarstw. W związku z tym rozmawia ze swoimi zwierzętami (psem mastifem Bosco i rudym kotem Panem Wąsikiem), a one mu odpowiadają, na bieżąco komentują jego życie, doradzają, itd. Problem polega na tym, że Jerry zaczyna zabijać…
Fatalne aktorstwo Reynoldsa, stereotypowe i prześmiewcze pokazanie choroby, a w dodatku równie stereotypowy podział zwierząt na dobre (pies) i złe (kot) to wątpliwa rozrywka. W usta kota zostają zresztą wepchnięte wulgaryzmy, a zwulgaryzowanie tak szlachetnego zwierzęcia (nawet jeśli ma to być wytwór wyobraźni chorego) mnie nie bawi. Pies i kot przypominają w tym filmie anioła i diabła, które starały się w jednej z kreskówek przeciągnąć psa Pluto na swoją stronę. Tylko że tam było to zabawne i kształcące.