top of page

🎬 Hern (2019)

Zaktualizowano: 12 cze 2021


„Hern” w reżyserii Urszuli Morgi to krótkometrażowy film pokazywany z sukcesem na wielu festiwalach. Zainteresował mnie zarówno swoją formą, jak i treścią. Jeśli chodzi o tę pierwszą, udanie łączy zarówno zdjęcia fabularne, jak i animację. Przypomina tym słynną „Salę samobójców” i przenikanie się świata realnego z magicznym.


Warto na samym początku rozszyfrować tajemniczo brzmiący tytuł – Hern to w mitologii angielskiej Duch Lasu. Legenda głosi że Hern był myśliwym Ryszarda II, któremu uratował życie, kiedy ten został zaatakowany przez białego jelenia. Odniósł rany, a uleczył go czarownik, który przywiązał mu do głowy rogi jelenia. Zmuszony do porzucenia swego fachu, uciekł do lasu, gdzie rozstał się z życiem. Jego postać pojawia się w serialu „Robin z Sherwood”.


W ujęciu otwarcia widzimy samochód jadący drogą pomiędzy lasami. Zabieg ten pojawia się w wielu filmach, wystarczy przywołać chociażby doskonałe „Lśnienie” Stanleya Kubricka.


Od początku jednak towarzyszy nam posępna atmosfera (i nie tylko dlatego, że akcja dzieje się jesienią) – czujemy, że za chwilę wydarzy się coś ważnego.


Oko kamery przenosi nas do wnętrza auta: za kierownicą siedzi młoda kobieta, obok niej – mężczyzna, a na tylnym siedzeniu za nim biało-czarny pies. Wygląda on przez okno, widzimy także ujęcie ludzi z jego punktu widzenia. Kobieta zatrzymuje się, znacząco patrzy na partnera. Nie pada przy tym żadne słowo. Ten wysiada i wypuszcza psa (kolejne ujęcie z jego punktu widzenia na skarpę pokrytą liśćmi). Droga prowadzi pod górę. Człowiek rzuca psu patyk, udaje, że się z nim bawi. Znowu ujęcie z punktu widzenia psa patrzącego z dołu na człowieka i szybki ruch kamery w bok symulujący podążanie jego wzroku za patykiem. Zaczynamy się domyślać, czego za chwilę będziemy świadkami…Pies wraca z aportem szybciej, niż się spodziewa jego właściciel (bo trudno go nazwać opiekunem), przywiązuje więc psa do drzewa (jakże to znamy z polskiej rzeczywistości) i szybko się oddala.


Pies jest oczywiście zrozpaczony widokiem oddalającego się z jego ludźmi samochodu. Po raz kolejny obserwujemy (tym razem z góry) szosę w dole. Zwierzę skomli i bezskutecznie próbuje się uwolnić. Lecz oto widzimy, że ktoś się do niego zbliża. Z pewnością ktoś duży. Zrezygnowany pies się kładzie. Zza drzewa wygląda wysoka postać w długiej szacie i z rogami na głowie – Duch Lasu. Postać jest animowana. Uwalnia psa. Od tej chwili to właśnie animacja przejmuje stery: Duch dokonuje na ludziach zemsty za to, jak potraktowali swojego psa: umieszcza na ich drodze rysunkowe drzewa wyrastające przed nimi znienacka, otacza ich mgła, aż w końcu muszą się zatrzymać w animowanym świecie, którego też stają się częścią. W tej części opowieści dominują kolory czarny, niebieski i granatowy. Tutaj panuje zima.


Duch Lasu tymczasem podąża przed siebie. Pies idzie za nim, mijając po drodze (w międzyczasie zapadła noc) sarnę, dzika, zająca i wilka.

Po dojściu na skraj lasu tajemnicza postać odprawia modły. Wokół niej gromadzą się zwierzęta. Zaczynają one wydawać przerażające dźwięki i przeobrażać się w pełne bólu istoty – same są duchami i przedstawiają ostatnie sceny ze swojego życia, kiedy zostały zamordowane przez człowieka.


Ludzie bezradnie rozglądają się wokoło, nie rozumiejąc, co zaszło i czego są świadkami. Po chwili następuje konfrontacja – zwierzęta i Duch Lasu przyglądają się im, pies powoli do nich podchodzi.


Powracamy znowu do rzeczywistości fabularnej – widzimy ciąg dalszy opowieści. Tym razem mężczyzna zabiera psa do samochodu, a on odwracając głowę widzi przez okno tylnej szyby żegnającego go Ducha Lasu stojącego na drodze.


Film jest ciekawy z kilku powodów. Po pierwsze, znaczna część ujęć to psi punkt widzenia: zwierzę nie tylko patrzy, ale ocenia to, co widzi. Po drugie, ciekawa forma filmu z klamrą w postaci zdjęć fabularnych wplata do filmu wątek mitologii, tajemniczości. Po trzecie, „Hern” zwraca uwagę na ważny temat bezdomności zwierząt, a konkretnie momentu ich porzucania. Po czwarte, w filmie słyszymy tylko głosy zwierząt, co pozwala wykroczyć poza antropocentryczny punkt widzenia i skupić na nich swą uwagę. Po piąte wreszcie, rzadko na krzywdzicielach zwierząt w polskich filmach zwierzęcy bohater ma możliwość się zemścić (w odróżnieniu od produkcji zagranicznych). Tutaj zemsta dokonuje się co prawda za sprawą Ducha Lasu, który pomaga psu, jednak okazuje się skuteczna i ostatecznie nie dochodzi do porzucenia.


Z napisów końcowych dowiadujemy się, że czworonóg ma na imię Roik.


Film zrealizowano w Nadleśnictwie Gdańsk. Został wyprodukowany przez Esy-floresy studio animacji.


Obejrzałam go po raz drugi w ramach Animafest Gdańsk – Festiwal Filmów Animowanych.




bottom of page