Klasyk, będący pełnometrażowym i jakże udanym debiutem Alaina Resnais, to piękna opowieść o zapominaniu: o tym, jak zapomnieć, jak nie zapomnieć, dlaczego zapominamy to, co chcielibyśmy zachować w pamięci, a nie możemy zapomnieć traumy, reprezentowanej w filmie przez najbardziej przerażające doświadczenie, jakim było zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 r.
To jednocześnie opowieść o miłości, która nie może mieć happy endu, i to zarówno wtedy, gdy ukochany (w dodatku żołnierz wrogiej armii) ginie na wojnie (kolejna trauma), jak i gdy jest żonaty.
Przeszłość splata się tu z teraźniejszością, wspomnienia są równie żywe jak dzień dzisiejszy, a dwójka bohaterów snuje długie, typowe dla francuskiej Nowej Fali rozmowy o wszystkim i o niczym. Równolegle zagłębiamy się w umysł głównej bohaterki, która prowadzi monolog wewnętrzny.
Sztuczny, wystylizowany język, jakim posługuje się zwłaszcza kobieta, może niektórych widzów drażnić. Wiele zwrotów w toku filmu zostaje powtórzonych, jak gdyby historia zataczała koło.
W książce Alicji Helman i Andrzeja Pitrusa zatytułowanej „Podstawy wiedzy o filmie” w rozdziale poświęconym „Hiroszimie…” możemy przeczytać: „Podstawowe rozwiązanie konstrukcyjne zastosowane przez Alaina Resnais to rozproszenie narracji. Znajduje ono wyraz nie tylko w napięciu między wydarzeniami współczesnymi a retrospekcją, ale także w oddzieleniu warstwy wizualnej i audialnej oraz w mieszaniu rozwiązań kina fabularnego z tymi, które sugerują formułę dokumentu”. Rzeczywiście, ścieżka dźwiękowa niejednokrotnie wydaje się niedopasowana do obrazów, które ilustruje (poparzeni ludzie i dość wesoła melodia). Takie zderzenie przeciwieństw ma stworzyć nową jakość i poprzez swój nietypowy charakter jest łatwe do zauważenia.
W filmie pojawiają się w sumie trzy koty. Pierwszy to biało-rudy zwierzak przechodzący dziarskim krokiem na pierwszym planie z prawej strony kadru na lewą. Jego ogon jest krótszy i charakterystycznie zgięty, co jest typowe dla japońskiej rasy bobtail, których przedstawiciele mają ogony o różnej długości. Kot co prawda nie jest trójkolorowy, jednak może się kojarzyć z japońską figurką maneki neko z charakterystycznie uniesioną łapką, przynoszącym szczęście i bogactwo.
Kolejny kot pojawia się na planie filmowym kręconego w Hiroszimie filmu, w którym gra główna bohaterka. Przebrana w kostium sanitariuszki, śpi z białym młodym kotem w objęciach. Kolorystycznie niemalże zlewają się ze sobą. Kiedy bohaterka po zakończeniu ujęcia zaczyna rozmawiać z japońskim kochankiem, nadal głaszcze kota, który przez dłuższą chwilę jej towarzyszy (dokładnie od 29. do 31. minuty filmu). Pamiętajmy, że kolor biały to w kulturze japońskiej barwa żałobna, a powodów to tejże w filmie nie brakuje.
Trzeci kot pojawia się w 49. minucie filmu w retrospekcji, kiedy kobieta opowiada o swojej żałobie po stracie pierwszej miłości. Zamknięta w piwnicy przez rodziców (powody są dwa: uważana jest przez lokalną społeczność za zdrajczynię i na dowód tego ogolono jej głowę, poza tym jej krzyki rozpaczy mogą łatwo ściągnąć do domu wroga), za jedyne towarzystwo ma właśnie koty. O piwnicach w rodzinnym Nevers mówi: „Czasem zagląda do nich jakiś kot, ale to mi nie przeszkadza”. Zrozpaczona bohaterka napotyka wzrok czarnego kota, który kolorystycznie, jak i z uwagi na swój stereotypowo rzutowany na niego mroczny charakter pasuje do ciemnych, przygnębiających wnętrz. Jego mądre, pełne powagi spojrzenie zdaje się świadczyć o tym, że wie, co spotkało dziewczynę. Jego czarna barwa symbolizuje z kolei elegancję, dojrzałość i męskość. Według mnie można go zatem zinterpretować jako zapowiedź nadejścia Japończyka z przyszłości, który podobnie jak kot jest uosobieniem klasy i wdzięku.
Poza kotami w filmie zobaczymy kurę stojącą bezradnie na gruzach domu, dżdżownicę, mrówkę (ukazane jako kolejne ofiary wojny), psa, martwe tuńczyki, gołębie, konie.
Kobieta relacjonuje kochankowi to, czego o tragedii w Hiroszimie dowiedziała się z przekazów medialnych: „Widziałam wiadomości. Drugiego dnia, jak podaje historia (nie wymyśliłam tego); w drugim dniu różne gatunki stworzeń wychodziły z głębi ziemi i z popiołów. Sfotografowano psy. Widziałam je.” Ilustracją ostatnich słów jest ujęcie czarnego psa kulejącego na tylną łapę, rozglądającego się wśród gruzów. Może szukał swojego człowieka?
Poniższy kolaż przedstawia wszystkie koty „Hiroszimy…”