Czasem życie serwuje nam scenariusz bardziej przerażający od niejednego horroru. Taka sytuacja ma miejsce w debiucie filmowym Pawła Sali, który oparty jest na autentycznej historii dwóch synów, którzy zabili swoją matkę. Film nie pokazuje momentu zbrodni, koncentrując się na wydarzeniach które ją poprzedziły.
Tytuł filmu w sposób oczywisty nawiązuje do Matki Teresy z Kalkuty, będącej synonimem ratowniczki ubogich i porzuconych. To samo można powiedzieć w odniesieniu do filmowej Teresy, której misją z kolei jest ratowanie kotów. Są jedyną radością i pociechą w życiu, jaką ma. Tytuł jest też nawiązaniem do „Matki Joanny od Aniołów”.
Empatia kobiety stoi w szokującym kontraście do okrucieństwa, agresji i bezmyślności jej synów (zwłaszcza starszego Artura), a także do ich małej siostry, która w zasadzie milcząco przygląda się strasznemu dramatowi rozgrywającemu się w domu.
A są tu bohaterowie tragiczni: ojciec, który po powrocie z misji wojskowej najwyraźniej cierpi na PTSD (zespół stresu pourazowego) i nie radząc sobie z własnymi emocjami odsuwa się od rodziny, nie wspierając żony w wychowywaniu trudnych dzieci; matka, która w pracy radzi sobie dobrze (sprzedaje polisy ubezpieczeniowe), za to w życiu jedynymi istotami, u których może uzyskać pociechę są kompulsywnie przygarniane koty (w filmie widzimy ich co najmniej osiem, w tym kocię wyciągnięte spod samochodu). Synowie, z których starszy jest przekonany o posiadanej przez siebie tajemnej mocy polegającej na zapanowaniu nad umysłem innego człowieka twierdzi, że rodzice niszczą jego energię życiową (możliwe, że cierpi na jakąś formę choroby psychicznej, chociaż wydaje się, że działa z pełną świadomością czynów przez siebie popełnianych). Młodszy Marcin jest pod wyraźnym złym wpływem brata i gdyby nie on, być może byłby nawet całkiem wrażliwym chłopakiem. Film zbudowany na retrospekcji konsekwentnie cofającej nas w czasie aż do 13 miesięcy przed popełnieniem morderstwa pozwala nam prześledzić i zrozumieć, co się tak naprawdę stało w tej rodzinie.
Artur wypędza ojca z domu. Jest tu najsilniejszą psychicznie postacią i wszyscy się go boją (włącznie z własnymi rodzicami). Terroryzuje ich wymuszając pieniądze, straszy, szantażuje, posuwa się do rękoczynów (pierwszą próbą zabójstwa matki jest scena, w której zaczyna ją dusić). Bezradność dorosłych jest tutaj porażająca: rodzina, szkoła, znajomi – nikt nie oferuje pomocy adekwatnej do skali problemu, a trzeba też przyznać, że matka pozostawiona z dziećmi sama, wstydzi się i ukrywa przed światem swoją gehennę, okłamując samą siebie i starając się wyprzeć ze świadomości fakt, że jest ofiarą przemocy domowej. Nie potrafi poprosić o pomoc, gdyż jest do tego stopnia zastraszona, że czuje się sparaliżowana.
Niestety, jak się nietrudno domyślić, ofiarami tej patologii są też koty: w kilku scenach są niewłaściwie podnoszone, jeden z nich jest chory i pojawia się sugestia (w którą trudno nie wierzyć), że Artur coś mu zrobił. Widzimy również później jego zwłoki.
Dręczenie zwierząt, poza okrucieństwem wobec nich, jest też oczywiście kolejną formą zemsty na matce. Kiedy przynosi ona do domu kolejnego kota (a jest to kotka zabrana z krzaków po tym, jak siedziała przy ciałach swoich zabitych przez człowieka dzieci), kobieta mówi do niej, że potrzebuje teraz dużo spokoju i miłości. Tak naprawdę jednak mówi to też do siebie i o sobie.
Koty pojawiają się w wielu scenach: siedzą na meblach, leżą na stołach, kłębią się pod drzwiami. Jedyną postacią spośród nich nazwaną z imienia jest Tycjan, kocurek prawdopodobnie podtruty przez psychopatycznego syna Teresy. Tycjan przed chorobą miał tendencje do ucieczek, a więc kobieta musiała ganiać go po klatce schodowej.
Bardzo poruszająca scena z ich udziałem to również ta, kiedy wskazują miejsce zbrodni, zbierając się gromadnie pod drzwiami pokoju i miaucząc, dzięki czemu przyjaciółka Teresy odkrywa straszną prawdę. A wcześniej mówiła jej, że „to tylko koty (…) nie zastąpią ci rodziny”…Teresa jednak odpowiada jej wtedy, że one czekają, aż ktoś się nimi zajmie.
Film doskonale ukazuje nieudolność i niewydolność systemu, w którym ofiary przemocy są pozostawione same sobie, a ludzie, którzy widzą lub domyślają się problemu (jak znajomy Teresy) nie chcą, nie potrafią lub nie mogą wkroczyć ze zdecydowaną interwencją.
Chciałoby się powiedzieć, że jednak dobro wygrywa: bracia zostają osadzeni w więzieniu; ale czy na pewno? Przecież spustoszenie, jakiego wcześniej dokonali, jest nieodwracalne. Zniszczyli swoją rodzinę, swoją przyszłość, obnażyli bezradność dorosłych wobec przemocy.
Trudny i poruszający seans o rodzinie w głębokim kryzysie, w który uwikłane są również pozostające na łasce ludzi zwierzęta, które nie mogą w zasadzie wydostać się z mieszkania, co czyni ich dramat jeszcze większym.
Niestety, jak to się często zdarza w związku z naszymi rodzimymi produkcjami, trudno uzyskać jakiekolwiek informacje na temat kocich bohaterów, nie ma także w napisach końcowych informacji, że podczas filmu nie ucierpiało żadne zwierzę. Z pewnością konieczne są zmiany w tym zakresie.
Niestety, jak to się często zdarza w związku z naszymi rodzimymi produkcjami, trudno uzyskać jakiekolwiek informacje na temat kocich bohaterów. Pojawia się za to napis: "Producent oświadcza, iż w filmie żadne zwierzę nie ucierpiało", jednak za pierwszym razem go przegapiłam, gdyż standardowo powinien pojawić się na końcu. Z pewnością konieczne są zmiany w tym zakresie i skodyfikowane przepisy dotyczące pracy ze zwierzętami na planie filmowym w formie przewodnika, takie, jakie opracowało American Humane Association. W Polsce reguluje to Ustawa o ochronie zwierząt, a jak nietrudno się domyślić, zawarte tam stwierdzenia są mocno ogólnikowe i nie uwzględniają wszystkich możliwych sytuacji.