„Trzy życia Thomasiny”, bo tak moglibyśmy przetłumaczyć tytuł disneyowskiej produkcji w reżyserii Dona Chaffey’a, to opowieść o kotce, która umarła…i zmartwychwstała.
Film powstał na podstawie powieści Paula Gallico pod tytułem „Thomasina, the Cat Who Thought She Was God” (1957). Jest on również autorem wydanej w 1951 r. powieści „Small Miracle” (o pięknym filmie nakręconym na jej podstawie z osiołkiem w roli głównej opowiadałam w pierwszym odcinku mojego podcastu).
Gallico został zaproszony na plan produkcji, jednak nie polubił Walta Disneya, który osobiście nadzorował prace nad filmem. Gdy jedna z kotek grających Thomasinę odmówiła na planie wykonania wyczynu kaskaderskiego, przez co wstrzymała zdjęcia na dwa dni i rozwścieczyła Disneya, Gallico podsumował to wydarzenie; „Byłem dumny z tego kota!” Z kolei Disney utrzymywał, że Gallico jest…jego przyjacielem.
Pora na fabułę: jesteśmy w Szkocji w 1912 r. Mała Karen Dotrice mieszka z nianią i ojcem – lekarzem weterynarii w Inveranoch w Szkocji. Doktor Andrew MacDhui jest wdowcem, a śmierć żony powodowała, że zamknął się w sobie, stał się gburowaty i nieczuły. To lekarz, do którego nie chcielibyście trafić ze swoim pupilem. Nie zależy mu ani na pacjentach, ani klientach. Nie ma czasu nawet dla własnej córki i unika jej jak może.
Narratorką filmu jest kotka dziewczynki, ruda pręgowana Thomasina. Kiedy zwierzak zapada na zdrowiu, lekarz niewiele myśląc każe swojemu asystentowi poddać ją eutanazji, nawet nie próbując jej leczyć! Okrutne postępowanie (dziewczynka dowiedziała się o wszystkim po fakcie) sprawia, że ojciec również staje się dla niej martwy. Opuszczona i zrozpaczona, może na szczęście liczyć na swoich przyjaciół, którzy pomagają jej wyprawić godny pogrzeb dla kotki. W skrzyneczce przystrojonej kwiatami Thomasina jest wieziona na miejsce pochówku, a dzieci śpiewają pieśń „The Bonnie Banks o' Loch Lomond”.
Mnie najbardziej poruszyła (poza sceną pogrzebu) piękna sekwencja, będąca wizualizacją losów Thomasiny po śmierci – kotka ląduje w czarnej otchłani, a następnie wbiega po schodach do Kociego Nieba, w którym spotyka boginię Bastet. Miejsce to pełne jest syjamskich kotów, które głośnym miauczeniem witają nowoprzybyłą. Zagubiona Thomasina dowiaduje się, że nie wykorzystała wszystkich swoich dziewięciu żyć, a zatem…może powrócić jeszcze na ziemię. Każdy, kto stracił kociego ulubieńca z pewnością marzył kiedyś o takim cudzie.
W powrocie do zdrowia kotce pomaga młoda „miejscowa wiedźma” którą straszy się dzieci, a tak naprawdę wielka miłośniczka zwierząt, mieszkająca w lesie pośród nich Lori MacGregor. Odkrywa ona, że Thomasina została przedwcześnie pochowana…i żyje! Opiekuje się nią, a ta w końcu przypomina sobie (po wcześniejszej utracie pamięci), gdzie jest jej dom i z determinacją rusza w jego kierunku. Tymczasem Lori, dzięki swojej empatii i oddaniu zwierzętom, odbiera pacjentów lekarzowi, gdyż mieszkańcy miasteczka mają już dosyć gburowatego doktora.
Mała Karen, pozostająca w żałobie po stracie kotki i dodatkowo opuszczona przez ojca, rozchorowuje się tymczasem ze zmartwienia. Tylko Thomasina może uleczyć jej serce i stać się katalizatorem pojednania w rodzinie. Czy do tego dojdzie? Sprawdźcie sami!
Film, oprócz wątku silnego dziecięcego przywiązania do futrzanej przyjaciółki, porusza też wątek znęcania się nad zwierzętami, które ma miejsce w objazdowym cyrku. Sprawcy zostają ukarani.
To, co można w filmie skrytykować (chociaż w ogólnej ocenie wypada on bardzo dobrze) to scena, w której przebrana w dziecięcą czapeczkę i koszulkę kotka jest wożona jak lalka w wózku oraz poddanie kotki sedacji w celu nakręcenia sceny jej pogrzebu.
W wywiadzie udzielonym wiele lat później przez odtwórczynię roli Lori MacGregor, czyli Susan Hampshire, aktorka zdradziła, że praca na planie była dla niej źródłem wielkiej radości i dumy, gdyż prywatnie również jest wielką miłośniczką zwierząt. Podczas przygotowań do roli aktorka zabrała nawet część zwierzęcej obsady do swojego mieszkania, by lepiej im się przyjrzeć, a także nawiązać z nimi więzi. Z uwagi na warunki lokalowe, nie był to jednak dobry pomysł, dlatego zwierzaki wkrótce wróciły do swoich domów. Wspomniała też, że w filmie wystąpiło wiele rudych kotów (uważny widz zauważy, że różniły się one wzorem na ciele), a każdy z nich specjalizował się w innej umiejętności, przydatnej na planie filmowym.
Warto zauważyć, że rude umaszczenie jest w przypadku kotek rzadkością, ponieważ 80% rudych pręgusów to samce.
Krytyk filmowy Leonard Maltin w swojej książce „The Disney Films” skomplementował film, nazywając go „delikatnym i czarującym” oraz zasługującym w przyszłości na większą publiczność. Szczególnie pochwalił scenę, w której Thomasina udała się do Kociego Nieba, nazywając ją „cudownym kawałkiem magii filmowej”. W innym swoim artykule zalicza zaś obraz do mniej znanych perełek wśród filmów Disneya.